5/25/2014 06:32:00 AM

( 460 ) aż do śmierci

( 460 ) aż do śmierci
MIŁOŚĆ :)
ZAKOCHANI i SOBIE WIERNI OD 26 LAT.
PO ŚLUBIE I WIELU DOBRYCH I ZŁYCH PRZEŻYCIACH
OD 18 LAT .
NA DOBRE I NA ZŁE TO SZTUKA ŻYCIA WE DWOJE. 
BO PRAWDZIWA MIŁOŚĆ SPRAWIA, ŻE W TYCH TRUDNYCH CHWILACH ZBLIŻAJĄ SIĘ DO SIEBIE DUSZE, A NIE TYLKO CIAŁA.
 Z DWÓCH LUDZI TWORZY SIĘ JEDNOŚĆ Z JEDNOŚCI NOWE ŻYCIE. 

KOCHAM :)

5/23/2014 12:38:00 AM

( 459 ) Do Cudnych Fariatek i czytelników mego Bloga

( 459 ) Do Cudnych Fariatek i czytelników mego Bloga




Zwracam się do Was z prośbą o pomoc dla chorującego na szereg chorób małego chłopca - Wiktorka  urodzonego 28. 09. 2010 roku. W siódmej dobie Jego życia zdiagnozowano wylew II stopnia do lewej komory mózgu. Wiki borykał się także z poszerzoną miedniczką lewej nerki. Jeszcze na oddziale noworodkowym przeszedł trzy fototerapie. Od urodzenia jego prawa nóżka była masowana z powodu nieprawidłowego ułożenia. Rokowania były różne mógł nie mówić, nie chodzić, nie widzieć… A jednak :) dzięki wielkiej sile woli i miłości obdarzanej przez Jego mamę, Wiktor pokazał, że chce żyć. Dziś Wiktor boryka się z opóźnionym rozwojem psychomotorycznym. Wszystkie umiejętności przychodzą mu bardzo ciężko i są okupione wysiłkami terapeutów. Jest nadpobudliwy i nie umie skupić się na wykonywanych czynnościach przez dłuższy czas.To kochane dziecko przeszło wiele cierpień jednak Wiktor nie jest w stanie walczyć sam. Jego droga bez bólu i cierpienia jest możliwa, ale do tego potrzeba osób trzecich, które się nie odwrócą i postarają się zobaczyć tą szansę na jaką mały chłopczyk, od dorosłych, od firm, osób prywatnych zasługuje. Sprawa jest bardzo pilna. Chłopczyk wymaga ciągłej opieki, terapii, leków jak  i wiele, wiele innych mniej lub bardziej ważnych potrzeb.Postawa zranionego przez chorobę chłopca, wiara, optymizm, radość i nadzieja płynąca z jego oczek jak i serduszka, ujęła mnie bardzo za serce. Jego mama Magdalena swoją siłą wewnętrzną jak i skromnością, szuka i prosi o pomoc. Musi i chce walczyć i pytać i szukać pomocy gdzie się da. To jedna z ich wielkich szans... szans na normalność życia. Łzy zakręciły się w moich oczach. Jakże bardzo chciałam ją przytulić, dając im uczucie mojej, naszej, siły i wiary... Ale tutaj nie pomogą łzy i słowa. Trzeba działać: mocno, szybko, intensywnie, tak, by Wiktorek jak najszybciej otrzymał pomoc.
W naszym pomaganiu trafiam wciąż na sytuacje, które wymagają odwagi, przemyślenia, szczerości i działania. Takie chwile pomagają w decyzjach, które w normalnym sobie życiu drzemały by w kąciku serca. Szukajmy i działajmy gdzie się da. Tak by zdążyć, by pomóc, by odnaleźć tę NADZIEJĘ przez innych już zdeptaną, a przez dobroć serc pomagających znów odbudowaną. ,,Tam gdzie jeszcze odrobinka światła tli się, tam nadzieja nie umiera."Z całego serca wierzę w dobro i jego siłę przebicia. Mimo, że trudno jest pomagać, nie wolno się poddać i pozwolić, by strach o ich przyszłość sparaliżował nasze serca.
Na czym polega dla mnie Nadzieja? To balans miedzy psychiką, duszą i ciałem. Wierzę w to połączenie całej energii, miłości i wiary przeplecione mądrością życia.
Wielu chorym potrzebne jest wsparcie, by znów mogli uwierzyć i się nie poddać. Życie w chorobie - nie jest to łatwa nauka. Tego nie da się zaliczyć z przepisania teorii ze ściągi. Każdy po zetknięciu z chorobą potrzebuje tego czegoś, lub kogoś... Boga, lekarza, przyjaciela, świadectwa człowieka, który przez to już przeszedł. Każdy z nas potrzebuje takiego mentora, by nauczyć się prawdziwie: chcieć, czuć, kochać, walczyć i działać. Garstka osób pomagających są właśnie taką przystanią, ale bez dalszej pomocy dalsze leczenie jest tu niemożliwe. I udało się po części pomóc Wiktorkowi. Mają szanse na wyjazd na turnus do Jastrzębiej Góry, ale muszą uzbierać brakującą kwotę (ok.900zł). Ośrodek do którego mogliby jechać jest w Jastrzębiej Górze. Jak tych pieniędzy nie uzbierają to przepadnie im kwota dofinansowania. Szkoda by było, gdyż Wiktorek potrzebuje po wylewach i jego zmaganiach jeszcze rehabilitacji.
By tak naprawdę żyć - trzeba chcieć uwierzyć, by uwierzyć - trzeba coś zrobić, by coś zrobić - trzeba mieć nadzieję i wolę jej czystości płynącą z serca do serca.
Wiktorek - wierzy
Mama Wiktorka-wierzy
Ja i mam nadzieje, że Wy - wierzymy
Błagam Was o pomoc. Mama z Wiktorkiem potrzebują takiej oazy, pomocy nawet tej najdrobniejszej by nabrać siły do dalszej walki, rehabilitacji.

Więcej danych, dokumentów, informacji mogę przesłać lub poprzez stronę Wiktorka można nawiązać z mamą Jego kontakt. http://mamawiktora.blogspot.pl/
Aktualne orzeczenie o niepełnosprawności wydane jest do dnia 15.05.2016 roku. Wiktor posiada także opinię o potrzebie wczesnego wspomagania wydaną do czasu rozpoczęcia przez niego nauki w szkole.

Z wyrazami szacunku i wielką nadzieją w sercu oczekuję Waszej pomocy. Każda forma jest potrzebna. Te 900 zł niech nie staną na przeszkodzie w budowaniu przyszłości w zdrowiu małego chłopca.





5/21/2014 10:20:00 AM

( 458 ) Tak jak obiecałam :)

( 458 ) Tak jak obiecałam :)

Trochę potrzymałam Was w napięciu,
 choć odpowiedz była już w tytule poprzedniego postu.
Tak kochani :)
Jeden z Bliźniaków na 95 % to męski członek naszej rodzinki.
 Synek, którego pokochałam od pierwszej komóreczki Jego życia.  
Drugie maleństwo nie chce się jeszcze zdradzić.
To nic nie szkodzi.
Nie ważna jaka płeć. 
I tak jestem w Nich zakochana :)
 

5/20/2014 10:06:00 AM

( 457 ) ale jaja

( 457 ) ale jaja



Od koleżanki dostałam 5 jaj z biologicznej tzn. takiej domowej hodowli - kurek. Oj :) jak te jajka smakują. Inaczej niż kupione w sklepie czy u rolnika, który moim zdaniem też podkarmia je jakimiś świństewkami. Kurki koleżanki chodzą sobie po łące i cieszą się swoim kurzym życiem. I takie jajka dostałam. Niosłam je jak małe skarby, czując już jak ślina kapie mi po brodzie.
Z głową pełną recept ( co zrobię z tych jajek ) wchodzę do domu. Baley przywitał się zmysłowo, a Yawarka odkrył smaka na to samo co ja. W podskokach witał mnie z radością , oczywiście nie omijając kurzych jajek, które tak troskliwie trzymałam w pudełeczku. I nagle hop, hop - podskok w górę, szturchnięcie od dołu nosem pudełeczka i zanim się połapałam całość wylądowała na podłodze. Oczywiście pies szczęśliwy z językiem przy zdobyczy, a ja z miną nieboraka musiałam pogodzić się z porażką. Może dostanę jeszcze tych jaj. No cóż. Nowy dzień, nowe nadzieje :)
Wizyty u mojej pani doktor są niesamowite. Bliźniaki rosną i mają się dobrze. Fikają nóżkami i rączkami, ziewają, drapią się, śmieją się i połykają płyn owodniowy. Nawet znamy płeć jednego z nich. Jeśli macie ochotę to wam chętnie zdradzę.
Kto chętny ? 

5/17/2014 03:10:00 PM

( 456 ) Wyjątkowy dzień

( 456 )  Wyjątkowy dzień


Moja kochana, jestem tak daleko od Ciebie. Choć obydwie pragniemy naszego spotkania to nie mogę przyjechać na Wasz ślub. Dobrze, że to rozumiesz, że jesteś ze mną i Bliźniakami. 
Jak mi to pisałaś
 ,,Myślami z Tobą i A i Twoim brzuszkiem.Trzymam cały czas kciuki. Modlę o Twoje szczęście, bo nikt Inny tak na nie nie zasługuje jak Ty...Chciałabym Cie ujrzeć. Planujemy ślub z M
na 17 maja. Myślisz, że udałoby się wam przyjechać? Byłoby cudownie.Oczywiście jeśli jest to możliwe. Zrozumiem jeśli nie. Bo przecież Serduszka najważniejsze I Ty. Jesteście na czele wszelkich list. Kocham Cie Serce.Wysyłam cudom miłości ogrom. Cóż za niesamowity Cud. Twoja walka dała efekt. Nie poddałaś się wraz z A. Wasza miłość ma moc. Jestem bardzo szczęśliwa i dumna. Jesteś cudem. Serduszka moje ! Jesteście zawsze ze mną. "
Tyle razem przeszłyśmy. Twoją walkę z raczychem i walkę o Twoje szczęście. Dawano Tobie tylko kilka miesięcy życia. Nie wierzono, że dasz radę i staniesz znów na nogi. To było 6 lat temu, a wydaje mi się, że to wieki. I dobrze. Niech wszelkie zło i choroby już nigdy nie zakłócą Twojego szczęścia.
Dziś Wasz dzień. Jestem tam z Wami serduszkiem. Bądźcie szczęśliwi i czerpcie wasze wspólne życie pełną piersią.
Kocham , na zawsze Twoja.




5/16/2014 03:53:00 PM

( 455 )

( 455 )


Wczorajsza wizyta u diabetologa wymęczyła mnie w pewnym tego słowa znaczeniu. Cała  procedura trwała 4 godziny. Najpierw pomiary wagi i wzrostu, ciśnienie potem pobranie krwi, a następnie wypicie roztworu glukozy w ciągu 5 minut.  Posadzono mnie w poczekalni na krześle z hasłem 
- ,, nic nie jeść, nic nie pić, nie spacerować- siedzieć. Po równej godzinie proszę przyjść tu do laboratorium, by ponownie zbadać krew. "  
Siedziałam na krześle twardym jak kamień. Brzuch burczał mi niesamowicie głośno, gdyż  głód i pragnienie robiły swoje. Bliźniaki domagały się swojego, przecież od 22 nie mogłam już nic pić ani jeść. Nastawiłam sobie budzik by nie przegapić następnego pobrania krwi. I w końcu doczekałam się. Drrrrrrrr słyszę komórkowy alarm. Poczłapałam się do laboratorium. Wbito mi w żyłę kolejną igłę i oświadczono  
- ,, proszę nic nie jeść, nic nie pić, nie spacerować- siedzieć i dokładnie za godzinę proszę przyjść na ponowny pomiar."
I znów usiadłam na krześle , do którego napawałam wstrętem. Czas dłużył się niesamowicie. Zaczęło mnie wszystko boleć, jakieś skurcze pod łopatkowe i ból głowy były coraz bardziej nie do wytrzymania. Kręciłam się , prostowałam, robiłam garba i nic...ból przygwoździł mnie do tego krzesła. Ludziska zerkali na mnie z pod byka, ale nie było w ich twarzach żadnej współczującej minki.  No tak przecież ich cierpienia są intensywniejsze, bardziej godne uwagi i pożalenia - pomyślałam.
I zadzwonił budzik w komórce. Szurając nogami w pochylonej pozycji poczłapałam się do laboratorium z numerem 9. Ściągnęłam plastry, a pod nimi czerwona piekąca skóra i krwiaki.
- ,, OOO Na drugi raz proszę te plastry szybciej ściągnąć " - informuje mnie pielęgniarka.
- ściągnęłabym, gdyby krew z żył się nie lala " - odpowiedziałam najgrzeczniej jak potrafię.
Nastepne wbicie igły w żyłę i ??? słyszę
-  ,,Proszę czekać, aż Panią lekarz wezwie "
Już nie usiadłam na twardym krześle. Oparta o ścianę skupiałam się na tym, by nie oddychać i się nie ruszać. W końcu padło moje nazwisko. Krótka rozmowa i Huuuuraaaa cukrzycy nie mam.
Noga za nogą poczłapałam się w stronę recepcji. Jeszcze tylko nowy kontrolny termin w czasie 24-28 tygodniem ciąży i  wyszłam po prostu w-------a.

Wieczorem ratował mnie mężuś masażami.  
Cudownie mieć takiego ratownika.





5/08/2014 10:15:00 PM

( 454 )




Podjęłam decyzję. Nie podchodzę do badań pomiaru grubości fałdy karkowej naszych Maleństw. Chodzi o analizę czy nasze dzieci są / będą  obarczone wadą genetyczną, taką jak zespół Downa, który jest jedynie oszacowaniem ryzyka wystąpienia tej wady. Jeśli chromosom 21 się złamał, podwoił to i tak nie mamy wpływu na jakąkolwiek zmianę. Już kilka lat temu robiliśmy testy genetyczne. Żadnych problemów czy znaków zapytania u nas nie wykryto. Jednak mamy świadomość, że z powodu naszego wieku wskazane jest takie badanie, gdyż Zespól Downa jest niecharakterystyczny i spotyka się je także u osób z prawidłowym
Kariotypem. Kochamy nasze Maleństwa i tego nic i nikt nie zmieni. Oczywiście najważniejsze jest zdrowie naszych Maleństw. Dlatego chcemy w późniejszym terminie, między 20 a 24 tygodniem ciąży, wykonać nie inwazyjne badanie prenatalne organów. Jeśli się okaże, że mamy do czynienia z jakimś problemem, można zareagować i przygotować się do jak najszybszego leczenia by ratować ich życie.
U nas wszystko dobrze. Ja wciąż śpię a Bliźniaki rosną i reagują swoim życiem. Każdy z nich ma już po 5 cm. Co oznacza książkowy wymiar. Serduszka biją prawidłowo, gdzie w ich takt poruszają się wzorowo.
Szczęście i dobroć otacza nas :) Oby tak dalej :D 




Copyright © 2016 4kleeblatt , Blogger